Data urodzin: 27.03.2000
Wzrost: 180cm
Waga: 82kg
Pozycja: rozgrywający
Dzisiaj mamy przyjemność przedstawić państwu byłego juniora, a obecnie seniora, żółto – czerwonych – Huberta Koss.
Hubert, kiedy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu o Twoich marzeniach, wspominałeś mi, że pragnąłbyś awansować wraz z drużyną Tytanów do pierwszej ligi. Dzisiaj jak wiemy, to marzenie się spełniło i jesteście po raz pierwszy w historii klubu, pierwszo – ligowcami.
Czuję ogromną radość i szczęście, że kolejny cel został zrealizowany. Nie mniej jednak nie można teraz usiąść i cały czas się z tego cieszyć, tylko trzeba się skupić i przygotowywać do kolejnego sezonu. Wchodzimy z niższego pułapu do zaplecza superligi, gdzie na pewno poziom umiejętności jest wyższy, dlatego był krótki czas na świętowanie, a teraz trzeba zakasać rękawy i wziąć się ostro do pracy, żeby na początku sezonu nie było blamażu w naszym wykonaniu.
W Twoim wykonaniu ten czas na celebrowanie awansu był bardzo krótki. Nie minął nawet tydzień od baraży, a ja już Ciebie widzę po raz trzeci w siłowni. Masz jakąś wewnętrzną motywację i potrzebę do jeszcze cięższej pracy ?
Można tak to ująć. Dla mnie ten awans to spełnienie marzeń, ale wiem, że przede mną jeszcze dużo pracy. Chcę rozwijać się i grać jak najlepiej, a moim celem jest, żeby być pewnym wyborem do składu, przez trenera Rembowicza. Będę dążył do tego żeby zostać silnym ogniwem w zespole i razem z drużyną grać jak najlepiej.
Wróćmy może do tego pamiętnego dnia baraży. Powiedz mi jak wyglądał ten turniej z Twojej perspektywy ?
Można powiedzieć, że nasz wyjazd to była jedna wielka niewiadoma. Znaliśmy parę faktów, jak skład personalny obydwu drużyn, czy miejsce skąd pochodzą. Nie wiedzieliśmy natomiast prawie niczego o przeciwniku, gdyż nie graliśmy z nimi żadnych meczy. Trochę obserwowaliśmy ich grę w internecie, ale i tak w Warszawie czekała nas jedna wielka niewiadoma, jak te mecze się potoczą. Zastanawialiśmy się na przykład, czy są kondycyjnie lepsi od nas, czy może taktycznie będą chcieli z nami wygrać. Było w sumie dużo niewiadomych, ale na szczęście trenerzy pojechali wcześniej i bardzo dobrze przygotowali taktykę dla naszego zespołu.
A same mecze, były cieżkie dla Was ?
Myślę, że tak, bo każda bramka była na wagę złota. Trener przestrzegał nas przed meczem, że każda akcja i bramka jest bardzo ważna. W głowach też mieliśmy to, żeby nie popełniać głupich błędów i nie tracić niepotrzebnie piłek. W pierwszym meczu z Orlętami Zwoleń, dzięki dobrej grze w kontrze, udało nam się odskoczyć na kilkanaście bramek i mogliśmy spokojnie kontrolować mecz narzucając rywalowi swój styl gry. Spotkanie z Wisłą Sandomierz zaczeliśmy nerwowo i niefortunnie, bodajże od wyniku 0:4 i można powiedzieć, że dopiero po bramce Kamila na 1:4 zaczęliśmy grać na swoim poziomie. Jak się gra turniejowo o dużą stawkę, to wygląda to zupełnie inaczej niż w lidze. Tutaj nie ma miejsca na błędy i każda przewaga rywala może spowodować to, że już się ich nie dogoni.
No właśnie, taką przewagę kilku bramek mieliście bodajże w 45 minucie. Poczułeś wtedy, że to jest ten moment, kiedy awans staje się rzeczywistością ?
W zasadzie na dziesięć minut przed zakończeniem spotkania wiedziełem, że nie wypuścimy już tego awansu z ręki. Przeciwnicy dodatkowo zostali ukarani czerwoną kartką i widać było po nich, że kondycyjnie nie zdążą dogonić nas z wynikiem. Oczywiście gra się do ostatniej sekundy i tak też było w tym wypadku, dlatego nie mogliśmy pozwolić sobie na chwilę dekoncentracji, bo różnie mogło by się to skończyć. Na szczęście podeszliśmy w obydwu meczach w stu procentach profesjonalnie i tym samym udało się wygrać obydwa spotkania.
Pierwsza liga będzie chyba dla Ciebie dużym przeskokiem, tym bardziej, że dopiero w tym roku przestałeś być juniorem.
Etap seniorski nie mógł się dla mnie lepiej zacząć, bo faktycznie zacznę go z wyższego pułapu. To prawda, trener szybko wdrożył mnie do składu seniorskiego w tym sezonie, a już w kolejnym przyjdzie nam zmierzyć się z drużynami o klasę lepszą. To duży przeskok, choć nie boję się rywalizacji. Uważam, że naszą drużynę stać na dobre miejsce w pierwszej lidze. Z niektórymi zespołami graliśmy już i wiem, że nie jesteśmy wcale od nich słabsi. Czas pokaże jak to się potoczy w lidze, ale wiem, że musimy już teraz ciężko pracować, żeby jesienią były tego efekty.
Dziś świętujesz awans i przygotowujesz się do kolejnych zmagań, a kiedy zaczęła się u Ciebie przygoda z piłką ręczną ?
U mnie to było tak, że zaczęło się to w czwartej klasie szkoły podstawowej, kiedy to zostałem zaproszony na zajęcia SKS-u. Jako że w tamtym okresie byłem dość wysoki – niestety od tamtego czasu niewiele urosłem ( śmiech ), miałem ponoć dobre predyspozycje do grania w piłkę ręczną. Spodobał mi się wtedy ten sport i tak zostało do dzisiaj.
Co takiego spodobało Ci się w szczypiorniaku, że wybrałeś akurat tę dyscyplinę ?
W tym sporcie jest wiele aspektów które mi się podobają. Można siłowo rywalizować z innymi zawodnikami, zagrać jakieś finezyjne akcje, rzucić bramkę na kilkadziesiąt sposobów. Jest wiele rzeczy które mnie przekonały do tego, a nie innego sportu. Od wczesnych lat dziecięcych, mój tato namawiał mnie i mojego brata, żebyśmy kształtowali charaktery właśnie przez sport. Nigdy nie namawiał mnie do uprawiania tej czy innej dyscypliny, choć wiem, że jego „konikiem” jest koszykówka. Ja wybrałem piłkę ręczną i jej poświęcam wszystkie treningi.
Przekonałeś tatę, że szczypiorniak jest fajniejszy od koszykówki ?
To nie jest tak, że tato nie lubi piłki ręcznej. Wspólnie oglądamy różne dyscypliny sportu, także piłkę ręczną czy nożną. Jeśli ktoś kocha sport to dyscypliny nie mają tu znaczenia. Oczywiście każdy ma swoją ulubioną dyscyplinę, ale do polubienia ręcznej, nie musiałem go namawiać.
Wiem, że był taki okres w Twoim życiu, kiedy to musiałeś wziąć rozbrat ze szczypiorniakiem.
To prawda. Równolegle ze szkołą podstawową, uczyłem się również w szkole muzycznej. Niestety egzaminów, sprawdzianów i zajęć było tak dużo, że po prostu nie dawałem rady ciągnąć wszystkich zajęć naraz. Jako, że były to ostatnie lata w szkole muzycznej, nie chciałem jej przerywać, dlatego z bólem serca musiałem na parę lat zrezygnować z zajęć piłki ręcznej. Na szczęście w drugiej klasie gimnazjum ukończyłem szkołę muzyczną i mogłem powrócić do mojego ukochanego szczypiorniaka.
Wtedy to związałeś się z Tytanami Wejherowo ?
Tak. Zacząłem w drużynie od młodzika, później juniora młodszego, potem był junior starszy, a teraz jestem pełno prawnym seniorem. Początek mój w zespole nie wyglądał za dobrze. Wiedziałem, że po tak długiej przerwie, mam lekką nadwagę, a moje umiejętności nie są za wysokie, dlatego też postanowiłem ciężko pracować, żeby poprawić swoje umiejętności. Moja przygoda z Tytanami trwa już pięć lat i cieszę się, że jestem częścią tego zespołu.
Chciałbyś tu grać jak najdłużej ?
Oczywiście, że tak. Jestem wychowankiem Tytanów. Czuję się członkiem żółto – czerwonej rodziny, więc jak najbardziej. Teraz kiedy dodatkowo awansowaliśmy do zaplecza ekstraligi, to tym bardziej będzie to dla mnie zaszczyt, ale też i ciężka praca, żeby pokazać w kraju, jak dobrym zespołem są Tytani Wejherowo.
Obserwując Ciebie, można stwierdzić, że nie boisz się ciężko pracować.
Cieżko jest siebie oceniać. Często mam takie poczucię, że jednak mógłbym zrobić coś więcej, coś lepiej, czy inaczej. Nie wiem czy to wynika z tego, że robie czegoś za mało, czy z tego,że nie jestem zadowolony ze swojej pracy. Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Staram się oczywiście dać z siebie sto procent, a jak to wygląda ? Niech ocenią to inni.
Wiążesz swoją przyszłość z zawodowym graniem w piłkę ręczną ?
Jeśli będę ciężko pracował, a zamierzam to robić, to myśle, że efekty przyjdą same i moja kariera potoczy się tak, a nie inaczej. Na razie nie staram się o tym myśleć, tylko skupić się na najbliższych dniach czy miesiącach. Na jakieś planowanie przyszłości przyjdzie czas i oczywiście rezultaty jakie się osiągnie w tej dziedzinie.
Wyznaczyłeś sobie jakiś konkretny cel ?
Jeśli chodzi o piłkę ręczną to chciałbym być jak najlepszym zawodnikiem. Chciałbym móc realizować plan i wizję trenerów w stu procentach. Móc umieć doskonale grać na mojej pozycji i oczywiście mieć w tym swobodę.
No dobrze sport sportem, ale nie kusi Ciebie, żeby na przykład odpuścić trening i pójść na imprezę ? Jesteś jeszcze nastolatkiem, a jak wiadomo jest powiedzenie, że „młodzież się musi wyszumieć”.
Dla mnie piłka ręczna to sport numer jeden i to on mi sprawia przyjemność. To jemu poświęcam całe swoje życie. Jeśli komuś sprawia przyjemność chodzenie na imprezy , to na nie chodzi. Ja lubię grać w piłkę ręczną i wolę potrenować, niż imprezować. Oczywiście zdarza się mi pójść, ale jest to naprawdę sporadyczne.
A co lubisz robić w wolnym czasie ?
W wolnym czasię spotykam się z moją dziewczyną Karoliną. Lubimy razem ze sobą przebywać, chodzić na spacery, do kina, czy rywalizować np. w kręgle. Z innych zainteresowań to lubię poznawać metody treningu, prawidłowego odżywiania się i budowy ciała. Lubię poznawać wszystkie te aspekty i jednocześnie szkolić się w nich.
A gdzie się schował Twój talent muzyczny i gra na akordeonie ?
(Śmiech) No cóż, pomimo ukończenia szkoły muzycznej, po instrument sięgam sporadycznie, a w zasadzie bardzo rzadko. Zwykle kiedy przychodzi dzień świąt Bożo Narodzeniowych, to wyciągam akordeon i ćwiczę trochę kolędy. Lubimy śpiewać razem w gronie rodzinnym, a wtedy umiejętność gry przydaje się. Niestety przez resztę roku, instrument konserwuje się w futerale.
W gronie rodzinnym również gracie w piłkę ręczną. Mówie konkretnie o Twoim młodszym bracie Konradzie.
To prawda, tak jakoś wyszło, że faktycznie poszedł również w moje ślady. Brat gra obecnie w młodzikach i muszę go pochwalić,został królem strzelców. Uważam , że jest bardzo zdolny, a ja często słyszę, że mógłbym się od niego nauczyć cwaniactwa boiskowego. Kto wie, może i on zechce zostać w piłce ręcznej, a my spotkamy się wspólnie na parkiecie. Byli przecież bracia Lijewscy czy Jureccy, czemu by nie miało być braci Koss ?
Twoje niedawne marzenie awansu do pierwszej ligi się spełniło, to czego sobie życzy obecnie Hubert Koss ?
Myślę, że kiedyś, gdzieś tam, chciałbym zagrać w lidze mistrzów, może też w lidze francuskiej lub też hiszpańskiej. To bardzo odległe marzenia. Póki co chciałbym z zespołem Tytanów, dobrze wypaść w pierwszej lidze. Liczę, że to się uda.
Ok, to teraz tradycyjnie trzy krótkie pytania na koniec. Ulubiona zupa, film i zwierze.
Z zup to zdecydowanie wybiorę krem z pomidorów. Jeśli chodzi o filmy to lubię wszystkie z Clintem Eastwoodem, ale jeśli miałbym wybrać ten jeden to stawiam na „Ostatniego Samuraja” w którym zagrał Tom Cruise. Co do zwierząt to puma. Podoba mi się w niej szybkość, zwrotność oraz dynamika.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Z Hubertem Koss rozmawiał Dariusz Jankowski.